- Szczegóły
- Kategoria: Wywiady ze snookerzystami
Ken Doherty (po World Series of Snooker 2008)
Magdalena Kowalczyk: Czy to Twój pierwszy pobyt w Polsce?
Ken Doherty: Tak.
M.K.: I jak Ci się podoba?
K.D.: Bardzo! Podobają mi się miasta - centra kultury, z przyjemnością je oglądam. A gra przed polską publicznością to przyjemność, panuje tu świetna atmosfera, świeża, stanowiąca miłą odmianę. To coś nowego zarówno dla nich, jak i dla nas. To wspaniałe!
M.K.: A co sądzisz o polskim zawodniku z którym rozgrywałeś pierwszy mecz?
K.D.: Był do kitu! (śmiech) :). Nie, nie! Żartuję! Tak naprawdę to fajny facet!
M.K.: Pewnie był zdenerwowany.
K.D.: Tak, był zdenerwowany. Ale to zrozumiałe - my jesteśmy przyzwyczajeni do grania na arenie, przed kamerami, liczną widownią - on nie. Myślę, że to dla niego miłe doświadczenie, pomimo, że przegrał. Bo kiedy będzie miał znów okazję, żeby w takim wydarzeniu uczestniczyć? Być może w przyszłym roku, kiedy znów tu przyjedziemy. A wtedy może już zagrać lepiej, bo takie turnieje bardzo pomagają w rozwijaniu i ulepszaniu sposobu gry. Jednak taki występ nie jest wcale prosty. Nieważne jak dużo grasz w swoim klubie snookerowym, bo kiedy wyjdziesz, by zagrać przed kibicami z własnego kraju, przed kamerami, czujesz się zupełnie inaczej. Pamiętam kiedy to ja po raz pierwszy występowałem - trząsłem się jak osika! :) Więc biorąc pod uwagę okoliczności, myślę, że zaprezentował się całkiem dobrze.
Ken Doherty podczas wywiadu na World Series of Snooker 2008,
fot. Monika Kowalczyk
M.K.: A co myślisz o polskiej publiczności? Jest podobna do brytyjskiej, a może chińskiej?
K.D.: To dla nich coś nowego, są pełni entuzjazmu. Ale to również coś nowego dla nas - to nowe miejsce, które odwiedzamy. Miejsce, w którym snooker jest na początkowym etapie rozwoju. A w Wielkiej Brytanii, wiesz, patrzą już na nas w taki sposób, jakby mówili: jesteście już do niczego, nudni i w ogóle... co być może jest prawdą :). Tu jest inaczej. Ale po kilku latach możecie też już nie chcieć nas widzieć (śmiech).
M.K.: Oj, nie sądzę! :)
Co wy posiadacie, czego polscy zawodnicy nie mają? Co taki kraj jak Polska powinien zrobić, by osiągnąć jakiś sukces w tej dyscyplinie sportu?
K.D.: Sukcesu nigdy nie można osiągnąć od razu. Ja gram od kiedy wiele lat temu Święty Mikołaj przyniósł mi pod choinkę kij do snookera. Miałem wtedy chyba 9 lat. Minęło więc 31 lat od kiedy zacząłem grać - wyników nie da się osiągnąć w jedną noc. Dobry początek mieliśmy okazję zobaczyć dzisiaj - należy zachęcać dzieci do gry, dawać im okazje do występów i nagradzać entuzjazmem - wykorzystać tę falę popularności, która przyszła wraz z transmisjami w Eurosporcie.
M.K.: Więc siła leży w juniorach?
K.D.: Tak, przyszłość leży w rękach młodych. Ale zacząć trzeba od założenia kilku dobrych klubów, miejsc, w których młodzi zawodnicy mogliby doskonalić swoje umiejętności, oraz zorganizowania serii turniejów, by mogli ze sobą rywalizować. Potrzeba dobrej struktury Polskiego Związku Snookera i Bilarda Angielskiego, który organizowałby turnieje juniorskie w całym kraju, nie tylko w Warszawie. To zachęciłoby młodych ludzi do gry, bo wtedy jest o co rywalizować, jest jakiś cel, do którego można dążyć.
M.K.: Czy mógłbyś porównać polski turniej z serii WSS do tych zorganizowanych na Jersey i w Niemczech, biorąc pod uwagę publiczność, zawodników, sędziów?
K.D.: Grałem w turnieju na Jersey i było okropnie!
M.K.: Dlaczego?
K.D.: Nikogo tam nie było! (śmiech) Tutaj jest jakieś 600 osób, to znacznie lepiej. Jak grałem swój pierwszy mecz na Jersey, to na widowni był chyba tylko jeden człowiek, więc nie było to szczególnie ekscytujące (śmiech). Nie byłem w Berlinie, więc nie mogę ocenić tego turnieju, ale słyszałem, że było bardzo dobrze. Wracając do Jersey, to nie był najlepszy wybór - większość ludzi przyjeżdża tam po prostu na urlop w czasie wakacji.
M.K.: Czy udział w takim turnieju jest równie satysfakcjonujący i przyjemny jak gra w Main Tourze?
K.D.: Pomimo, że są to turnieje, które nie dają punktów rankingowych, to tak czy inaczej, jest to dla profesjonalnych zawodników swego rodzaju obowiązek - ilekroć mamy taką publiczność jak ta, mamy obowiązek zaprezentować się jak najlepiej, dać z siebie wszystko. Poza tym grając z innym zawodnikiem chcesz grać na dobrym poziomie, być godnym rywalem i po prostu pokazać jaki jesteś dobry. Ale także bawić! Nieważne jaka to dyscyplina sportu - wszystko sprowadza się do bawienia publiczności.
M.K.: A więc to skłoniło Cię do udziału w tego rodzaju turnieju?
K.D.: Tak. Nieważne w jakiego rodzaju turnieju uczestniczę, zawsze staram się zagrać jak najlepiej. Poza tym ludzie płacą spore pieniądze, żeby zobaczyć twoją grę. To zobowiązuje. To prawda, czasem gra się dobrze, czasem kiepsko, ale to wcale nie znaczy, że można przestać się starać - ja staram się cały czas, ale nieraz po prostu nie wychodzi J. Ale taki już jest sport.
M.K.: Ale grałeś dziś dobrze!
K.D.: Tak, było OK.
M.K.: Czy jeśli uda się zorganizować kolejny taki turniej w Polsce to chciałbyś tu ponownie przyjechać?
K.D.: Zdecydowanie!
M.K.: Więc jednak Ci się tu podoba?
K.D.: Tak! Nie rozumiem języka i nie mam zielonego pojęcia o czym mówicie (śmiech), ale bardzo mi się podoba. Bardzo lubię odwiedzać inne kraje i doświadczać ich kultury. Chciałbym pojechać do Krakowa i do Gdańska.
M.K.: Mamy więc nadzieję zobaczyć Cię tu w przyszłym roku. Dziękuję bardzo za rozmowę!
K.D.: Dziękuję również, do zobaczenia!