W sesji trzeciej gra wyglądała już zupełnie inaczej - przez osiem frejmów obejrzeliśmy siedem wysokich podejść punktowych, w tym dwie "setki" Wilsona i u każdego ze snookerzystów po ponad 90-punktowym czyszczeniu. W tym fragmencie meczu Higgins wyszedł znów na trzyfrejmowe prowadzenie i taki wynik przy stanie 11:8 był już dla Wilsona dość niebezpieczny. Na szczęście dla niego zmniejszył je do dwóch frejmów i wynik nadal był otwarty. Jednak 21 frejma wygrał Higgins i znów miał trzy partie przewagi - 12:9. Potem dwa świetne brejki - 106 i 93 pozwoliły Wilsonowi dojść Higginsa na jednego frejma straty. Ale Higgins nie dał najmniejszych nadziei Wilsonowi na doprowadzenie do remisu i dzięki 91-punktowemu czyszczeniu zakończył trzecią sesje prowadząc 13:11. W sesji czwartej Wilson znów zaczął wywierać presję na rywalu i ponownie doszedł na jednego frejma. I znowu mecz toczył się według już utartego schematu - Higgins nie pozwolił Wilsonowi na remis. A później schemat został przełamany i zobaczyliśmy piorunującą końcówkę szkockiego snookerzysty - brejki 136, 100 i 98 (przedzielone jednym wygranym przez Wilsona frejmie) dały Higginsowi zwycięstwo 17:13 i siódmy awans do finału mistrzostw świata.

Mark Williams i Barry Hawkins na koniec swojego meczu wyglądali jakby przebiegli maraton. Obaj musieli znieść mnóstwo presji, swoje dołożyła późna pora zakończenia meczu. Gra na najwyższym poziomie w tej fazie meczu nie była już możliwa, ale za to mieliśmy dużo napięcia i emocji. Zły na siebie może być Hawkins, bowiem przez prawie cały mecz był na prowadzeniu. Williams dochodził na remisy przy stanie 5:5, 6:6, 10:10, 14:14 i 15:15, ale ani razu nie był w stanie wyjść na prowadzenie. Dopiero dwa ostatnie frejmy przełamały tę niemoc.

Tak więc od początku meczu mieliśmy powtarzalny scenariusz - Hawkins starał się odskoczyć, Williams gonił, czasem doprowadził nawet do remisu i sytuacja się powtarzała. W pierwszej sesji Hawkins wypracował sobie od razu przewagę i gdy prowadził 5:2 wydawało się, że odskoczy walijskiemu snookerzyście na dobre. Williams zapisał jednak ostatniego frejma tej sesji na swoim koncie i przegrywał tylko 5:3. W drugiej sesji mecz już się wyrównał i Williams początkowo nie pozwolił na żaden odskok rywalowi. Mało tego - doprowadził do remisu i taki stan utrzymywał się do stanu 6:6. Potem jednak mieliśmy powtórkę z rozrywki z wcześniejszej sesji i Hawkins uciekł Williamsowi znów na trzy partie. Williams wbijał wtedy niesamowite bile, ale wysokie brejki trzymały się od niego z daleka i w konsekwencji Hawkins prowadził 9:6. I znów Walijczyk zachował dobre szanse na późniejszy triumf wygrywając ostatniego frejma tej sesji i przegrywał tylko 7:9.

W sesji trzeciej Hawkins wygrał pierwszego frejma i znów prowadził trzema partiami - ale od stanu 10:7 trzy frejmy z rzędu wygrał Williams i zrobiło się 10:10. I znów mecz toczył się według utartego scenariusza i na koniec tej sesji Williams przegrywał dwoma frejmami 11:13. Widzieliśmy w niej sporo brejków 50+, w tym trzy "setki". W sesji ostatniej wysokich podejść było jak na lekarstwo, było za to dużo walki i szarpanych frejmów. Emocje i nerwy powodowały, że obaj snookerzyści popełniali sporo prostych błędów. Lepiej nad nimi panował Williams, który doprowadził do remisu 14:14, a potem 15:15. W frejmie nr 31 Mark Williams po raz pierwszy w tym meczu wyszedł na prowadzenie - znów w szarpanej partii. Rozstrzygnięcie zapadło w frejmie nr 32 na kolorach. Hawkins długi czas w tej partii prowadził, ale Williams w końcu go doszedł. Po wymianie na liczne odstawne szansę dostał Williams i świetnie ją wykorzystał. Wbił różową i czarną i awansował po raz czwarty w karierze do finału mistrzostw świata.

 

Mistrzostwa Świata 2018

Zobacz linki do Mistrzostwa Świata 2018