Mecz Kyrena Wilsona i Stuarta Binghama rozpoczął się sensacyjnie. Wilson wyszedł na prowadzenie 5:0 (brejki 71 i 70) i sytuacja dla mistrza świata z 2015 roku wyglądała nieciekawie. Wilson w tej fazie meczu udowodnił opanowanie, bo dwa frejmy rozstrzygnęły się na różowej. Można powiedzieć, że Bingham sam jest sobie winien, bo nie wykorzystywał nadarzających się okazji. Na koniec sesji starszy z Anglików ograniczył szkody wygrywając trzy ostatnie frejmy pierwszej sesji i zmniejszając prowadzenie rywala do 5:3. Patrząc z tej perspektywy wynik 5:3 i tak był dla Binghama sukcesem. Druga sesja nie zmieniła obrazu gry. Kluczowym fragmentem całego meczu był jego początek, bo strata pięciu frejmów ciążyła Binghamowi w dalszej części meczu. Sam mistrz świata z 2015 po meczu przyznał, że tych przegranych pięć pierwszych partii to było za dużo i nie był w stanie tej straty odrobić. Co prawda nie pozwolił Wilsonowi na tak duże ucieczki i trzymał się dość blisko rywala, ale doprowadzić do remisu Bingham już nie był w stanie. Wilson grał skutecznie i cały czas utrzymywał przewagę. Decydujące było również to, że Wilson wygrywał frejmy, które decydowały się na ostatnich bilach, choć nie można zapomnieć o szeregu jego wysokich brejków. Co prawda u Binghama nie było na koniec wiele gorzej, ale jak już wcześniej wspomniano, te pięć pierwszych straconych frejmów ciążyło na wyniku do samego końca. Binghamowi na pocieszenie zostało tylko zbudowanie najwyższego brejka turnieju - 137 punktów. Ale marne to pocieszenie, bo trudno sobie wyobrazić, żeby taki wynik utrzymał się do końca mistrzostw na szczycie listy brejków 100.
W sobotę w popołudnie awans do ćwierćfinału tegorocznych mistrzostw świata uzyskał Ronnie O'Sullivan. Już w pierwszej sesji zaznaczył fakt bycia faworytem w tym pojedynku - brejki 91, 75, 128, 76 i dwa mniejsze podejścia dały mu w sumie pięć wygranych frejmów, podczas gdy Murphy wygrał tylko jednego (brejk 84). Wynik 5:1 nie wróżył dla Murphy'ego niczego dobrego, zwłaszcza że pewnie był świadomy tego, że we wcześniejszych latach już dwa razy w mistrzostwach z O'Sullivanem przegrał. Pierwsza sesja zakończyła się prowadzeniem O'Sullivana 6:2, a mogło ono być jeszcze wyższe, gdyby starszy z Anglików nie przestrzelił ostatniej czarnej bili na stole w partii siódmej. W drugiej sesji pięciokrotny mistrz świata obronił cztery frejmy przewagi nad Murphym. Tę sesję lepiej zaczął Murphy, ale potem znów przydarzała mu się zbyt duża liczba błędów i w pewnym momencie O'Sullivan prowadził nawet 9:3. Po przerwie w sesji drugiej do stołu podszedł inny Murphy - mistrz świata z 2005 odnalazł pewność gry i brejkami 84, 73 i 87 szybko wygrał trzy partie z rzędu i wynik brzmiał 9:6. Później mogło być nawet 9:7, ale Murphy przestrzelił zieloną podczas czyszczenia kolorów i wynik na koniec drugiej sesji brzmiał 10:6. Trzecia sesja była krótka, ponieważ wystarczyło w niej rozegrać cztery frejmy, aby potwierdzić zwycięzcę. Trzy z tych frejmów wygrał O'Sullivan, któremu zwycięstwo 13:7 dało po raz 18 awans do ćwierćfinału mistrzostw świata. W ćwierćfinale szykuje nam się wyśmienity mecz, ponieważ O'Sullivan zagra z Dingiem Junhui.
Mecz Dinga Junhui i Lianga Wenbo był dramatycznym i bardzo dobrym spotkaniem. Pierwsza sesja była dominacją Dinga, który po dwóch "setkach" i trzech brejkach 50+ prowadził na jej koniec 6:2 (Liang odpowiedział dwoma brejkami 50+). Jednak w drugiej sesji role trochę się odwróciły - tym razem to Liang wbijał brejka za brejkiem (w sumie pięć, w tym jedna "setka") i wygrał pięć partii w tym fragmencie meczu. Ding odpowiedział dwoma prawie "setkami" i po drugiej sesji było już tylko 9:7 dla Dinga. Początek trzeciej sesji był popisem Lianga, który wywierał dużą presję na swoim rodaku - wygrał trzy partie z rzędu i nagle to on prowadził - 10:9. Potem obaj snookerzyści wygrywali na zmianę frejmy, ale cały czas to Liang był z przodu, a Ding cały czas go ścigał. Tak było do partii 23, po której Liang Wenbo prowadził 12:11. To było ostatnie prowadzenie starszego o niecały miesiąc Chińczyka. Dwie kolejne partie wbijając dwa wysokie brejki (w tym 132 punkty) wygrał Ding i w ćwierćfinale zagra w szlagierowo zapowiadającym się meczu z Ronniem O'Sullivanem.
Ostatnim z czwórki pierwszych ćwierćfinalistów był John Higgins, który późnym wieczorem pokonał w fenomenalnym meczu Marka Allena 13:9. Wynik nie odzwierciedla dramatyzmu tego spotkania i świetnej formy Marka Allena. Po pierwszej sesji Allen mógł się pochwalić skutecznością wbić rzędu 96% - to efekt brejków 71, 65, 100, 102, 129 i 82. Ale mimo takich wyników snookerzysta z Irlandii Północnej na koniec pierwszej sesji prowadził tylko 5:3. Higgins świetnie wykorzystał początek sesji drugiej, w której wygrał cztery pierwsze partie i prowadził 7:5. Czterema kolejnymi partiami z sesji drugiej snookerzyści podzielili się i Higgins prowadził 9:7. Gdyby frejma 14 wygrał Allen (brejkiem 70 prowadził, Higgins odpowiedział 72 punktami), to mógł być remis i byłby to remis ze wszech miar zasłużony. W sesji trzeciej Allen miał szansę na doprowadzenie do remisu, ale w kluczowej partii 18 przydarzył mu się kick - sytuację wykorzystał Higgins, który w typowy dla siebie sposób wyczyścił stół, prowadził 10:8, a potem wbił jeszcze brejka 120 i powiększył prowadzenie do 11:8. Allen jeszcze raz zmniejszył prowadzenie rywala, ale to było już wszystko, na co pozwolił mu Higgins. Szkot wygrał do zera dwa kolejne frejmy i cały mecz 13:9. O jakości tego spotkania niech świadczy skuteczność wbić obu snookerzystów na poziomie 94%. W ćwierćfinale Higgins zagra z Kyrenem Wilsonem.
Mistrzostwa Świata 2017
Zobacz linki do Mistrzostwa Świata 2017