Trzecia sesja tego meczu była już bardziej zacięta. McManus wygrał pierwszego frejma w tym fragmencie meczu i przegrywał już tylko 9:8. Potem jednak Ding wygrał trzy partie z rzędu i po 20 rozegranych frejmach było 12:8. Dużo emocji dostarczyła zwłaszcza partia 20 - był to atak Dinga na brejk maksymalny. 147 punktów jednak nie padło, ale brejk 113 został nagrodzony owacją. Nie tylko dlatego, żeby nagrodzić Chińczyka za pod koniec nieco desperacką próbą atakowania brejka maksymalnego, ale też za pobity rekord brejków 100 w jednym meczu - bo właśnie brejk 113 był dziewiątą "setką" w tym meczu. Jednocześnie Ding ustanowił inny rekord - tym razem samodzielny - największą liczbę brejków 100 jednego snookerzysty w meczu mistrzostw świata (6 takich brejków, a to jeszcze nie był koniec meczu). W drugiej połowie trzeciej sesji obaj snookerzyści wygrali jeszcze po dwa frejmy i wynik po tym fragmencie meczu brzmiał 14:10 dla Dinga. I to był kamień węgielny pod przyszłe zwycięstwo chińskiego snookerzysty. Na początku czwartej sesji Ding od razu powiększył prowadzenie na 15:10. McManus zdobył jeszcze jedną partię, ale od stanu 15:11 do końca meczu frejmy wygrywał już tylko Chińczyk. Brejk 123 (poprawił swój niedawno ustanowiony samodzielny rekord oraz wspólny rekord z McManusem) i kilka mniejszych podejść spowodowało, że Ding wygrał mecz 17:11, a obaj snookerzyści zostali pożegnani burzą braw - i nie były to tylko brawa dla rekordowego Dinga, ale też dla McManusa (który w jednym rekordzie pomógł). Poza tym McManusowi, najstarszemu snookerzyście tegorocznych mistrzostw świata (45 lat), po prostu należało się - przecież ostatni raz grał w półfinale 21 lat temu. Ding w finale będzie miał jeszcze okazję zapisać się w historii - jeśli zagra świetny finał to może ustanowić rekord w liczbie brejków 100 w całych mistrzostwach świata oraz zostać pierwszym azjatyckim mistrzem świata.
Mecz Marka Selby'ego i Marco Fu był bardziej zacięty (trwał 12 godzin i 58 minut), choć Selby miał lepszy start i po brejkach 49, 56 i 63 prowadził 3:0. Jednak nie były to podejścia punktowe zdobyte szybko, łatwo i przyjemnie. W brejkach tych Selby musiał się napracować, bowiem niezbyt dobrze kontrolował bilę białą. Fu przed przerwą wygrał jedną partię i do przerwy Selby prowadził 3:1. Po przerwie mieliśmy dużo walki i gra zrobiła się bardziej szarpana. Dwa kolejne frejmy snookerzyści podzielili między siebie, a w tym fragmencie meczu mogliśmy zobaczyć dużo gry na odstawne, taktycznej, stawiania snookerów i wychodzenia z nich (czasami w fenomenalny sposób). W dwóch ostatnich frejmach tej sesji było więcej płynnej gry - Fu wbił 89 punktów, Selby 69 i pierwsza sesja zakończyła się prowadzeniem Anglika 5:3. Druga sesja to nadal szarpana gra i trzy pierwsze frejmy tej sesji rozstrzygnęły się na kolorach - najpierw wygrał Fu, potem dwa razy Selby i Anglik prowadził 7:4. O ile do tej pory mecz był szarpany i z powodu niepewnej gry zacięty, to w dalszym fragmencie pojedynku wreszcie coś drgnęło. A wszystko za sprawą Fu, który nagle przełączył się w tryb ofensywny. Brejki 134, 114, 81 i kilka mniejszych pozwoliło mu nie tylko wyrównać, ale po 15 partiach wyjść po raz pierwszy na prowadzenie 8:7. 15 partia w ogóle była nietypowa, bo w środku podejścia punktowego Marco Fu odpadł mu tip. Snookerzyście z Hong Kongu pomógł sędzia meczu - Paul Collier - który przykleił i doprowadził kij do jako takiej używalności. Po 10 minutach przerwy technicznej Fu powrócił do stołu i punktował dalej. Ostatni frejm tej sesji padł łupem Selby'ego, który w kilku mniejszych podejściach doprowadził do remisu 8:8.
Gra wyglądała podobnie w trzeciej sesji, która zakończyła się też remisem - 12:12, co zapowiadało długi mecz. W frejmie 24 obaj snookerzyści ustanowili też rekord, tyle że niechlubny - a mianowicie najdłużej trwającego frejma podczas mistrzostw świata - 76 minut i 11 sekud. Choć uczciwie trzeba przyznać, że w czas rozgrywania frejma wliczono też przerwę toaletową, co trochę trudno wytłumaczyć. Czwarta sesja była wreszcie godna półfinału - Selby uciekał, Fu gonił i doprowadzał do remisu. Ostatnim był 15:15, a w tym czasie obaj snokerzyści wbili po "setce" i padło jeszcze kilka innych wysokich brejków. Widzieliśmy też faul Marco Fu (dotknął palcem bili), do którego się nie przyznał. Po meczu powiedział, że nic nie poczuł i nie miał pojęcia, że popełnił faul i że dowiedział się o tym dopiero od trenera. Selby zdominował kolejną partię, prowadził 16:15 i potrzebował już tylko jednego frejma do zwycięstwa w meczu i awansu do finału Mistrzostw Świata 2016. Jak się później okazało ostatni frejm był naszpikowany grą taktyczną na najwyższym poziomie i świetnymi odstawnymi po obu stronach. Fu prowadził w nim, ale Selby ustawił skutecznego snookera, a potem gdy dostał możliwość gry wbił ponad 20 punktów i wyszedł na prowadzenie. Kończąc podejście ustawił kolejnego świetnego snookera, co dało mu znów sporo punktów. Gdy Fu w końcu z niego wyszedł, Selby ustawił kolejnego - tym razem łatwego. Ale będący pod presją Fu próbował z niego wychodzić w dość nierozsądny sposób i faulując sam wpędził siebie w potrzebę snookerów. Selby takich sytuacji nie odpuszcza, na nic więcej snookerzyście z Hong Kongu nie pozwolił i krótko później mógł opuścić sale w Crucible Theatre w roli zwycięzcy meczu.
Mistrzostwa Świata 2016
Zobacz linki do Mistrzostwa Świata 2016