Początek drugiej sesji był odwrotnością końca pierwszej. To Michael Wasley wygrał trzy kolejne frejmy, wbijając w nich w sumie 266 punktów (w tym brejk 135), podczas gdy Dinga sparaliżowało i zdołał w sumie uzbierać tylko 31. Było 6:6. Gdy Ding wreszcie się obudził, odskoczył znów na dwa frejmy i wydawało się, że wszystko wraca do normy. Ale Wasley nie okazywał nerwowości i w szarpanych partiach znów wyrównał - było 8:8. Ding znów wyszedł na prowadzenie i wtedy mecz musiał zostać przerwany, ponieważ zbliżała się wieczorna sesja innych meczów - to pierwszy taki przypadek na tych mistrzostwach. Zgodnie z zasadami obaj snookerzyści mieli wznowić swój mecz, gdy tylko któryś ze stołów zostanie zwolniony. Na pewno mieli świadomość, że szybko to się nie wydarzy i mogli przygotowywać się do sesji nocnej.

Gdy wrócili bardzo późnym wieczorem do Crucible Theatre i wznowili mecz, stało się to, co wcześniej było jeszcze niewyobrażalne, ale od stanu 8:8 sympatycy snookera już o tym spekulowali - początek końca Dinga na tych mistrzostwach. Wasley rozpoczął mocnym uderzeniem - brejkiem 103 (jego druga "setka" w tym meczu) doprowadził do frejma decydującego. A ten był bardzo szarpany, ale obaj mieli swoje szanse. Wasley zbliżył się do sukcesu wbijając szczęśliwie czerwoną, a potem czyszcząc do niebieskiej. W tym momencie Ding potrzebował snookera. Udało mu się co prawda ich kilka postawić, ale nie uzyskał punktów za faule na nich. Gdy Wasley potwierdził wreszcie zwycięstwo wbijając różową, Crucible Theatre prawie eksplodował.

Problemy Selby'ego
Takim samym wynikiem zakończyło się spotkanie Marka Selby'ego i Michaela White'a. W odróżnieniu od wcześniej opisywanego meczu, w tym nie było sensacyjnego rozstrzygnięcia, choć zwycięstwo Selby'ego 10:9 okupione zostało ciężką pracą przy stole. Początek meczu na to nie wskazywał - Selby prowadził 5:1. Ten mecz był pojedynkiem snookerzystów, którzy wygrywali partie seriami. White wygrał trzy kolejne frejmy i koniec pierwszej sesji (5:4) mógł zapowiadać emocje. Początek drugiej rozwiał te nadzieje, bo Selby wygrywając trzy frejmy odskoczył na 8:4 i był już blisko zwycięstwa. W seriach nadeszła kolej White'a, a ten wygrał cztery partie z rzędu i było 8:8. Potem już żadnej serii nie było, dwie kolejne partie obaj podzielili między sobą i przy stanie 9:9 rozegrali frejma decydującego. Tu Selby wykorzystał swoją umiejętność wygrywania decydujących partii - najpierw zrobił brejka 57, a potem dołożył brakujące punkty i mógł głęboko odetchnąć.

Powrót Perry'ego
W kolejnej rundzie znalazł się również Joe Perry. Pokonał Jamiego Burnetta 10:7, mimo że po pierwszej sesji przegrywał już 3:6. Burnett w drugiej sesji nie przypominał samego siebie z sesji pierwszej. A Perry zagrał znacznie lepiej, bo drugą sesję rozpoczął od brejków 87 i 70. A potem wygrał, a częściowo wydarł rywalowi, kolejne cztery partie i prowadził już 9:6. W tej części meczu Burnett po prostu nie istniał. Po sześciu przegranych frejmach z rzędu Burnett w końcu coś wygrał. I to nie w byle jakim stylu, bo brejkiem 111. Ale to był i tak łabędzi śpiew Burnetta - Perry brejkiem 81 zdobył ostatniego potrzebnego frejma i wygrał 10:7. W kolejnej rundzie zagra z Ronniem O'Sullivanem.

 

Mistrzostwa Świata 2014

Zobacz linki do Mistrzostwa Świata 2014