Pierwsza sesja była pasjonującym widowiskiem. Wszystko rozpoczęło się od prowadzenia Neila Robertsona 2:0, który potem przegrał trzy kolejne pertie. Jednak od stanu 2:3 dla Dinga Junhui aż do końca pierwszej sesji wygrywał już tylko Australijczyk. Pierwsza sesja zakończyła się więc minimalnym prowadzeniem Neila Robertsona 4:3. Ten etap gry był bardzo miły dla oka, pierwsze siedem frejmów okraszone było trzema brejkami 100-punktowymi: 112 Chińczyka oraz 124 i 108 Neila Robertsona. Brejk 108 był dla Australijczyka zarazem setnym brejkiem stupunktowym w jego karierze.

W sesji wieczornej Ding wyrównał do stanu 4:4, by potem nie wygrać już żadnego frejma. Gwoździem do trumny Chińczyka był frejm nr 9, w którym Junhui potrzebował snookera, postawił go i udało mu się nawet uzyskać za niego punkty po faulu Robertsona. Dzięki temu rozegrał się pojedynek na bili brązowej. Gdy frejm dziewiąty trwał już wiele, wiele minut, udało się tę brązową wbić Robertsonowi, który poprawił kolorami aż do różowej i zrobiło się 5:4. Tego było dla Dinga chyba zbyt wiele, bo po tym bolesnym dla niego frejmie Chińczyk już się nie podniósł. Jego pewność i lekkość gry gdzieś zniknęła, widać było wyraźnie oznaki zirytowania na jego twarzy. Zaczęły się mnożyć błędy, które prawie bezwzględnie wykorzystywał Neil Robertson. Przy okazji Australijczyk minimalizował ryzyko i bardzo rozsądnie grał odstawnymi, którymi wytwarzał dodatkową presję na Chińczyku. Ostrożną grę potwierdzają brejki - w trzech kolejnych wygranych przez Australijczyka frejmach najwyższym brejkiem było 46 punktów. Dopiero w trzynastym frejmie Robertson zbudował coś konkretniejszego i brejkiem 89 efektownie zakończył mecz.

Neil Robertson po zwycięstwie podkreślał szczęśliwy, że wiele radości sprawiło mu jego półfinałowe zwycięstwo nad Johnem Higginsem: "Wreszcie pokazałem moj najlepszy snooker w telewizji. Wiem, co potrafię zrobić na stole treningowym, ale pokazać to samo w telewizji jest czymś szczególnym". Australijczyk zadedykował swój tytuł zmarłej na raka znajomej, której marzenie zobaczenia Neila Robertsona podczas turnieju już nie będzie się mogło spełnic.