Jeśli ktoś lubi w snookerze wyłacznie ofensywę, to z pewnością musiał się często podczas finału nudzić, ponieważ taktyka to było to, co uksztatowało przebieg całego meczu. Jeśli ktoś jednak patrzy na snookera całościowo, to z pewnością nie mógł być rozczarowany - było mnóstwo emocji, ciągła walka, a żaden snookerzysta przez większą część meczu nie mógł się uwolnić od drugiego. Taktyczne rozgrywanie spowodowało, że nie obejrzeliśmy zbyt wysokich brejków, choć te oczywiście również były. Do stanu 6:6 to Ding cały czas wychodził na prowadzenie - już to dla sympatyków szkockiego snookerzysty mogło być niepokojące. Na szczęście Szkot natychmiast doprowadzał do wyrównania. W końcu Higginsowi udało się wyjść na prowadznie 7:6 (po raz pierwszy w meczu), ale to tym razem Ding Junhui od razu wyrównał na 7:7.
Kluczowym frejmem była prawdopodobnie partia 15, a konkretnie jej końcówka. Szkocki snookerzysta mógł wyjść znowu na prowadzenie - tym cenniejsze, że wielkimi krokami zbliżaliśmy się do końca meczu. Jednak spudłował niezbyt trudną bilę brązową z punktu - bilę na frejma - a Ding skorzystał z okazji i to on zaczął prowadzić 8:7. A potem zrobiło się 9:7 i sytuacja dla szkockiego snookerzysty zrobiła się bardzo poważna, bo jego przeciwnik potrzebował już tylko jednego frejma. Wydawało się, że podobnie jak podczas półfinału z O'Sullivanem postawiony pod ścianą Higgins odrodził się - brejkiem 115 (jedyna "setka" podczas finału) złapał kontakt na 8:9. Jednak w 18 frejmie Ding udowodnił, że nie jest tym samym snookerzystą sprzed kilku miesięcy, u którego szwankowała mentalność i brejkiem 75 punktów wygrał frejma nr 18 i tym samym cały mecz.
Higgins, jak przystało na klasowego snookerzystę, nie szukał słabych stron u innych, tylko wskazał je u siebie: "To był trudny mecz, ale w ostatnich frejmach robiłem po prostu niewybaczalne błędy. Brązowa w frejmie 15 była chyba najgorszym z nich". Ding z kolei nie mógł uwierzyć w swoje szczęście: "To był szalony tydzień. Pokonałem tak wielu czołowych zawodników".
John Higgins chyba miał w finałową niedzielę swój gorszy dzień. Możliwe też, że dużo sił i nerwów kosztowało go zwycięstwo nad Ronniem O'Sullivanem w półfinale. Jednak obiektywnie trzeba powiedzieć, że Ding Junhui zasłużenie wygrał UK Championship. Chyba każdy pamięta finał Masters 2007, w którym Ronnie O'Sullivan "zmiażdżył" Dinga Junhui, który od tamtego czasu nie mógł się pozbierać. Co poniektórzy już zdążyli Chińczyka skreślić, a on jednak pokazał, że stał się teraz dojrzałym snookerzystą, bardziej wyluzowanym, potrafi panować nad nerwami, ma zupełnie inną mentalność. Niewątpliwie nauka języka angielskiego pozwoliła też mu się odnaleźć poza granicami kraju, w innym kręgu kulturowym i obyczajowym. Widać, że poprawił grę taktyczną, bo budowanie brejków i technika były u niego zawsze. Chyba jest jeszcze za wcześnie, aby móc powiedzieć, że Ding stał się kompletnym snookerzystą. Ale kiedyś Steve Davis powiedział o nim: "Dajcie chłopakowi po prostu trochę czasu" - w wieku 22 lat czasu rzeczywiście ma się jeszcze bardzo dużo. Wielka Brytanio i Irlandio - bójcie się.
UK Championship 2009
Zobacz linki do UK Championship 2009