Mark Williams w meczu z Alanem McManusem nie wystartował dobrze. Trzykrotny mistrz świata wygrał co prawda dwa pierwsze frejmy, ale McManus brejkami 105 i 84 doprowadził do remisu. Później to szkocki snookerzysta przejął inicjatywę i prowadził 5:3. Na koniec pierwszej sesji Williams zminimalizował straty i sesja zakończyła się minimalnym prowadzeniem McManusa 5:4. Druga sesja pokazała zupełnie inny mecz. McManus nie był w stanie nawiązać do dobrej formy z sesji pierwszej – Szkot robił nie tylko błędy na wbiciach, ale również na odstawnych, a te ostatnie były zawsze silnym punktem w grze McManusa. Dzięki tym błędom Williams dostawał dużo szans, a jego gra stawała się coraz pewniejsza. Walijski mistrz świata nie pokazał najlepszego snookera, ale pewnie wygrał sześć frejmów z rzędu i awansował do finału wynikiem 10:5. Po meczu Williams złożył też obietnicę, że będzie grał tak długo w snookera, aż wypadnie z Touru.

Dramatyczny przebieg miał mecz Dinga Junhui z Markiem Kingiem. Obaj zafundowali nam dużo dramaturgii, zanim Ding pokonał rywala 10:9. Chiński snookerzysta od samego początku nie mógł uciec walecznemu Kingowi. Ding prowadził 2:0, a potem miał już praktycznie wygranego frejma w kieszeni, ale tego wykradł mu King (mimo, że potrzebował snookera) i było 2:1. Chińczyk co prawda podwyższał prowadzenie i starał się odskoczyć od rywala, ale ten zawsze był albo w okolicy remisu albo remisował. Pierwsza sesja zakończyła się prowadzeniem Dinga 5:4. Również w sesji drugiej King nie dał uciec rywalowi. Chińczykowi w końcu udało się uciec na dwufrejmowe prowadzenie, ale King znów wyrównał. Było 9:9 i obejrzeliśmy frejma decydującego. Ten był szarpany, ale to Ding wbił świetną ostatnią czerwoną i wyczyścił stół do różowej.

 

Mistrzostwa Świata 2020

Zobacz linki do Mistrzostwa Świata 2020