Ali Carter zakończył w meczach z O'Sullivanem swoją czarną serię - wygrał po raz pierwszy, po 13 wcześniejszych porażkach. Mecz był bardzo wyrównany, bowiem przez większą część pierwszej sesji obaj snookerzyści nie byli w stanie wyjść na prowadzenie większe, niż jeden frejm. Po drodze zaliczyli wszystkie remisy, aż do stanu 3:3. Dopiero w końcówce pierwszej sesji Ali Carter wypracował sobie najmniejszą możliwą przewagę i ta część meczu zakończyła się prowadzeniem Cartera 5:3. Porażki w całym meczu należy upatrywać w początku drugiej sesji - w niej olbrzymie problemy miał O'Sullivan. Trzy wygrane przez Cartera z rzędu frejmy pozwoliły mu powiększyć prowadzenie do 8:3 i coraz bardziej było widać, że nie jest to wypadek przy pracy i O'Sullivan nie jest w tym meczu murowanym faworytem. Dopiero po tym fragmencie sesji O'Sullivan odnalazł swoją grę i zaczął przypominać samego siebie. Zmniejszył prowadzenie rywala do 8:5 i był na jak najlepszej drodze do doprowadzenia do stanu 8:6. Ale kick na niebieskiej zatrzymał jego grę i tego frejma na swoim koncie zapisał jednak Carter, który przy stanie 9:5 znów miał dającą spokój przewagę. Potem jednak błyskawicznymi brejkami 105 i 79 O'Sullivan zmniejszył prowadzenie rywala na koniec drugiej sesji do stanu 9:7 - w trzeciej nadal wszystko było jeszcze możliwe. Choć przez całą drugą sesję było zauważalne, że pozycjonowanie bili białej było mniej precyzyjne, niż to, do czego przyzwyczaił nas O'Sullivan. W sesji trzeciej pierwsze cztery frejmy obaj snookerzyści podzielili między sobą i było 11:9. A potem O'Sullivan był na bardzo dobrej drodze do wyniku 11:10, ale w najmniej spodziewanym momencie, mając już 54 punkty na koncie i będąc blisko wygrania partii, spudłował niesamowicie łatwą niebieską z punktu. Carter w jednym podejściu w fenomenalnym stylu wykradł tego frejma z trudnym układem i zamiast 11:10 było 12:9. To musiało zaboleć - po minie i po zachowaniu O'Sullivana, było widać, że jest już poirytowany i zniecierpliwiony. W frejmie 22 wydarzyło się to, na co zanosiło się już od jakiegoś czasu - nieprzemyślane i pochopne zagranie O'Sullivana, które otworzyło Carterowi drogę do zdobycia 13 frejma, dającego zwycięstwo w całym meczu 13:9 i tym samym awans do ćwierćfinału. W nim Carter zagra ze zwycięzcą meczu Mark Williams vs Robert Milkins.
Barry Hawkins musiał wykorzystać całe swoje doświadczenie i umiejętności, żeby wygrać z Lyu Haotianem 13:10. Obaj snookerzyści zafundowali nam festiwal brejków - 20 podejść 50+, w tym sześć "setek". Festiwal zaczął się już w sesji pierwszej, gdy Barry Hawkins po czterech brejkach wyszedł na prowadzenie 4:0. W tej części meczu zobaczyliśmy jeszcze trzy brejki 50+, a sesja zakończyła się prowadzeniem Hawkinsa 5:3. Druga sesja to znów świetny start Hawkinsa, który wygrał trzy frejmy z rzędu i prowadził 8:3. W tym momencie jeszcze nic nie zapowiadało walki, jaką Hawkins musiał stoczyć na koniec meczu. To właśnie w tym momencie Lyu odpłacił się pięknym za nadobne i wygrał cztery partie z rzędu i nagle z 8:3 zrobiło się 8:7. Hawkins obronił dwufrejmową przewagę z pierwszej sesji wygrywając ostatniego frejma. Przy prowadzeniu 9:7 Hawkins wiedział, że jego przeciwnik awansował do tej rundy nie dzięki słabemu przeciwnikowi w rundzie poprzedniej, ale po prostu prezentuje naprawdę dobrego snookera. Początek sesji trzeciej to świetny start chińskiego snookerzysty, który brejkami 91 i 100 doprowadził do remisu 9:9. Co prawda Hawkins znów odzyskał jednofrejmowe prowadzenie, ale w partii 20 Chińczyk znów doprowadził do remisu 10:10, mimo że potrzebował snookera. Hawkins sprawiał wrażenie zagubionego, ale po przerwie odzyskał kontrolę nad meczem - zakończył go efektownie brejkami 54, 132 i 76. W ćwierćfinale Hawkins zagra ze zwycięzcą meczu Ding Junhui vs Anthony McGill.
Najłatwiejszy mecz miał Kyren Wilson, który pokonał 13:5 Jamiego Jonesa. Wilson zagra w ćwierćfinale z Markiem Allenem, czyli dojdzie do powtórki z finału tegorocznego turnieju Masters. Wyrównana była tylko pierwsza sesja, w której Jones nawet prowadził 2:1. Jednak już w tej części meczu wyraźnie lepszy był Wilson, który po pierwszej sesji prowadził 5:3. Wilson wbił pięć brejków 50+, co pozwoliło mu na dyktowanie warunków gry. Sesja druga pod względem brejków była już słabsza w wykonaniu Wilsona, ale nie przeszkodziło mu to w jeszcze lepszym wyniku. Tę część meczu Wilson wygrał aż 6:2, co razem dawało mu bardzo komfortowe prowadzenie 11:5. Druga sesja była bardzo krótka, bo potrwała tylko dwa frejmy. Jedynym jej przedłużeniem była przerwa na naprawę tipa, którego Wilson uszkodził po podwyższeniu prowadzenia na 12:5. Tip nie został wymieniony, Wilson grał dalej tym samym z wyraźnie wykruszoną częścią. To powodowało niepewność w jego grze, ale Jones nie był w stanie tego wykorzystać i mecz zakończył się szybkim zdobyciem dwóch frejmów, co dało Wilsonowi zwycięstwo w całym meczu 13:5.
Mistrzostwa Świata 2018
Zobacz linki do Mistrzostwa Świata 2018