Na początku trzeciej sesji Robertson znów złapał kontakt z Trumpem - dwie wygrane partie dały wynik 8:9. Trump co prawda nie budował już tyle brejków, co w pierwszej sesji, ale nadal pozwalały mu one uciekać Robertsonowi - tym razem jego dwie wygrane partie podwyższyły jego prowadzenie na 8:11. Trump był coraz bliżej zwycięstwa. Ale po przerwie w trzeciej sesji Robertson grał coraz lepiej i siły zaczęły się wyrównywać. Od tego momentu Trump nie dostawał wielu okazji, co skrzętnie wykorzystywał Australijczyk. Najpierw wygrał jednego frejma (9:11), potem ściągnął ze stołu trudne 70 punktów (10:11), a potem wydarzyło się to, czego oczekiwali chyba wszyscy - w 22 frejmie Robertson wbił wreszcie swój upragniony setny brejk 100-punktowy w sezonie. Radość australijskiego snookerzysty była olbrzymia, pewnie udałoby się znaleźć mnóstwo snookerzystów, którzy mniej cieszyli się po wbiciu brejka maksymalnego. To mógł być kluczowy moment meczu, choć Robertson zaczął lekko dominować już dwa frejmy wcześniej. Trump szukał koncentracji, ale po jego minie widać było, że będzie miał problemy - chyba wyczuwał, że jego rywal dostał potężnego zastrzyku energii (co było widać nawet po zachowaniu się Robertsona przy stole). A Robertsonowi musiał też na pewno spaść kamień z serca - od momentu wbicia 99 "setki" w sezonie był na pewno pod presją i widać było, że przy każdym nieco wyższym brejku myśli o tej magicznej granicy, którą bardzo chciał osiągnąć. Pozbawiony tej presji i tych myśli Robertson grał jak nowo narodzony. Wygrał kolejną partię i wyszedł na prowadzenie 12:11 - warto wspomnieć, że Trump w trzech zwycięskich partiach Robertsona wbił zaledwie jedną czerwoną bilę. We frejmie nr 24, jak się później okazało ostatnim, Robertson wyszedł na prowadzenie 43:0 i musiał odejść od stołu. Trump z otrzymanej szansy zrobił tylko 31 punktów i kilka minut później mógł pogratulować rywalowi zwycięstwa 13:11.

Neil Robertson zagra w półfinale z Markiem Selbym, który łatwo pokonał Alana McManusa 13:5. Ale pierwsza sesja tego nie zapowiadała. Rozpoczęła się ona od prowadzenia Selby'ego 2:0, ale potem McManus wygrał trzy partie z rzędu (brejki 52 i 74) i Selby przegrywał 2:3. Od tego momentu Anglik wziął się do roboty i dwie kolejne partie padły jego łupem. Przy jego prowadzeniu 4:3 sesja została z powodu przekroczenia czasu przedwcześnie zakończona. W odsłonie drugiej przy stole rządził już Selby i mecz wyglądał tak, jak większość go sobie wcześniej wyobrażała - McManus nie dostawał zbyt wielu łatwych szans i Selby wyraźnie mu odskoczył. Wygrał cztery pierwsze frejmy, zanim McManus owi udało się urwać swoją pierwszą partię w tej sesji. Wynik meczu 8:4 wyraźnie wskazywał, kto w meczu jest lepszy. O kolejnych trzech partiach McManus chciałby zapomnieć - nie wbił w nich ani jednego punktu, a Selby aż 241 (w tym brejk 109) i było 11:4. Potem Selby dokończył dzieła zniszczenia i ustalił wynik drugiej sesji na 12:4. To był okres świetnej gry Selby'ego, który wygrał osiem z dziewięciu partii.

W trzeciej odsłonie meczu Selby nie musiał się dużo nagrać. McManus wygrał swojego kolejnego frejma, Selby również i cały mecz zakończył się wynikiem 13:5.

 

Mistrzostwa Świata 2014

Zobacz linki do Mistrzostwa Świata 2014