Graeme Dott był w o tyle gorszej sytuacji, że cały czas musiał Robertsona ścigać. Gdy przegrywał tylko 11:12, a potem 12:13, wydawało się, że być może zobaczymy maksymalną liczbę 35 frejmów. Jednak australijski snookerzysta miał jeszcze rezerwy i trzymał swojego przeciwnika ze Szkocji pod ciągłą presją.

"Neil wygrał zasłużenie, przez cały mecz był lepszym snookerzystą" - powiedział po meczu Dott. Ale jednocześnie był świadom prawdopodobnie najważniejszej dla niego sprawy - "Wraz z osiągnięciem półfinału Mistrzostw Świata udało mi się wrócić do czołowej 16 rankingu".

Neil Robertson był w siódmym niebie - "Jest tu moja mama, a ja jestem Mistrzem Świata - w tym momencie wszystko jest idealnie". Gdy to mówił, myślał z pewnością również o swojej przyjaciółce i synku, który na dniach ma przyjść na świat. Mistrzostwo Świata to dobra okazja do cofnięcia się wspomnieniami do przeszłości i zrobienia maleńkiej retrospekcji. Oto jak Neil wspomina czasy młodości: "Musiałem pożyczyć sobie kamizelkę od innego zawodnika, bo sam nie mogłem sobie na nią pozwolić" - wspomina. Ustosunkował się również do faktu pierwszej transmisji na żywo snookera z Europy: "To oczywiście spowodowało dodatkową presję. Gdybym to przegrał, to byłby to olbrzymi cios. Ale jeśli to nie pomoże snookerowi w Australii, to ja nie jestem Australijczykiem" - dodał żartobliwie na koniec świeżo upieczony Mistrz Świata.

W najnowszym rankingu, który na dniach automatycznie stanie się rankingiem oficjalnym, Robertson awansował na drugie miejsce. W stosunku do rankingu oficjalnego po poprzednim sezonie, jest to awans aż o 7 miejsc. Jeszcze większy awans zanotował Greame Dott, choć on miał łatwiej, bo był niżej - sezon rozpoczął na 28. miejscu, skończył go na 13.

 

Mistrzostwa Świata 2010

Zobacz linki do Mistrzostwa Świata 2010