Pierwszych sugestii sensacji dostarczyła już pierwsza sesja meczu - skończyła się ona niespodziewanie prowadzeniem Davisa 6:2. Ale to była zaledwie pierwsza z trzech odsłon meczu, więc zapewne niewielu sądziło, że te 4 frejmy przewagi okażą się być niezwykle ważne w aspekcie całego meczu. Druga sesja to częściowe zniwelowanie strat przez Higginsa i wynik 9:7, ciągle na korzyść angielskiego snookerzysty. Trzecia sesja wyglądała jak powrót do normalności - Higgins szybko doprowadził do remisu 9:9 i wydawało się, że teraz potoczy się to tak, jak Higgins tego oczekiwał. Jednak kolejne dwa frejmy padłu łupem Davisa i znów Anglik prowadził dwoma frejmami 11:9. I znów Higgins doprowadził do remisu, tym razem 11:11. Ale Davis jeszcze nie został złamany i wkrótce prowadził 12:11 i nastąpił dramatyczny 24. frejm. Higgins zaprzepaścił jedną z szans, gdy nie wbił łatwej czerwonej do środkowej kieszeni. Davis podszedł do stołu i dał prawdziwy koncert gry przy bardzo trudnym układzie. Apogeum nastąpiło na kolorach - Davis musiał wbijać brązową dublem i przy tym zagraniu podsunął sobie niebieską pod kieszeń. Było to kluczowe zagranie, ponieważ różowa była potem tylko formalnością i mecz zakończył się 13:11 dla Steve'a Davisa. Crucible Theatre prawie oszalało.
Drugim bohaterem był Neil Robertson, który do trzeciej sesji meczu z Martinem Gouldem przystąpił przy stanie 5:11 i z prawie beznadziejnej sytuacji zrobił jeden z najlepszych powrotów w historii mistrzostw świata w snookerze - 13:12. Martin Gould wygrał pierwszą piątkową sesję 6:2. Wieczorem tego samego dnia zwiększył przewagę do 6 frejmów i wydawało się, że prowadzenie 11:5 jest bardzo pewnym wynikiem. W pamięci kibiców Gould zapisał się niesamowitymi długimi bilami, które wbijał w takich sytuacjach, że Robertsonowi prawie odechciało się grać. Jednak w ostatniej, trzeciej sesji, wszystko odwróciło się o 180 stopni - długie bile przestały Gouldowi wchodzić, odstawne przestały być precyzyjne. Australijski snookerzysta zaczął za to wywierać coraz większą presję i frejm po frejmie zbliżał się do rywala. Nie pomogło nawet przestawienie się Anglika z ataku na grę taktyczną. Przy stanie już tylko 11:10 Gould dostał zastrzyk nowej energii, bowiem wygrywając frejma prowadził 12:10 i od sukcesu dzieliła go tylko jedna partia. Ale trzy kolejne wygrał Australijczyk i tym samym Robertson został drugim bohaterem soboty w Crucible Theatre.
Wtorek, 27 kwietnia 2010, będzie czasem bohaterów - tego dnia rozpocznie się ćwierćfinał pomiędzy dwoma bohaterami Mistrzostw Świata 2010 - Stevem Davisem i Neilem Robertsonem.
Mistrzostwa Świata 2010
Zobacz linki do Mistrzostwa Świata 2010