Finałowy mecz pomiędzy Higginsem i Robertsonem powoli urasta do miana klasyka, ponieważ obaj snookerzyści zagrają ze sobą już po raz 12. Pewnym półfinałowym zwycięstwem nad Robertem Milkinsem (6:2) Robertson przypomniał wszystkim, że to on w ostatnich miesiącach dotarł do największej liczby meczów finałowych. Tylko w poprzednim sezonie zdarzyło się to w aż czterech ważnych lub prestiżowych (The Masters) turniejach. Tyle tylko, że w trzech z nich Robertson przegrał. W tym na pewno swoją szansę będzie upatrywał John Higgins. Co ciekawe, Higgins praktycznie przez cały turniej nie grał jakoś nadzwyczajnie - ale za to wystarczająco dobrze, żeby dojść do finału. Przystępując po raz 12 do meczu z Robertsonem za Higginsem przemawia statystyka - 7 zwycięstw szkockiego snookerzysty i 4 australijskiego. Jeśli dojdzie do pojedynku na brejki, to porównując dotychczasowe mecze faworytem powinien być Robertson. Jeśli jednak w finałowym meczu pojawią się wszystkie inne elementy składające się na obraz snookera (a biorąc pod uwagę, że możliwych jest 19 frejmów, więc okazji będzie mnóstwo), to szala zwycięstwa może przechylić się na stronę Higginsa.