Mecz finałowy rozpoczął się jednostronnie - Chiny wyszły po niespełna 30 minutach na prowadzenie 2:0, a zagwarantowały im to dwa wysokie brejki - 84 i 77. Irlandczycy z Północy nie nagrali się zbyt wiele w tych dwóch partiach. Ale biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie mecze w fazie pucharowej wygrywali 4:3, to mogliśmy się jeszcze spodziewać walki z ich strony. Z reguły frejmy deblowe wprowadzają zmianę w stylu gry, więc trzecia partia mogłaby być partią na przełamanie się Irlandii Północnej. Ale Mark Allen zagrał bardzo ryzykownie na ostatniej czerwonej i praktycznie otworzył drogę Chińczykom do prowadzenia 3:0 - z czego ci ostatni skwapliwie skorzystali. I gdy już się wydawało, że niedługo nastąpi koniec meczu, Gerard Greene pewnie wygrał z Dingiem Junhui i Irlandia Północna wreszcie złapała kontaktowego frejma. A potem kolejnego i wydawało się, że w drugiej partii deblowej może dojść wreszcie do remisu. Jednak Chińczycy nie zostawili złudzeń i jedyna niepokonana do tej pory drużyna taką już pozostała po zwycięstwie nad Irlandią Północną 4:2.

Półfinał półfinałowi nierówny

Pierwszy półfinał w porównaniu z drugim miał diametralnie odmienny przebieg. Pierwszy był szybki - Chiny pokonały Walię 4:1. Wynik nie odzwierciedlał przebiegu meczu, bo pierwszego frejma, rozstrzygniętego w dogrywce na czarnej, mógł równie dobrze wygrać Mark Williams. Więcej szczęścia miał Ding Junhui i to on dał Chinom prowadzenie 1:0. Gdyby to Mark Williams wygrał, to biorąc pod uwagę wygranego kolejnego frejma przez Matthew Stevensa, Walia mogła po pierwszych dwóch frejmach prowadzić z Chinami 2:0. I mecz mógł się skończyć zupełnie inaczej.

W drugim półfinale wydawało się, że Irlandia Północna nie da szans reprezentantom Hongkongu. Pierwsze dwa frejmy potwierdziły to, ponieważ Irlandia Północna wyszła na prowadzenie 2:0, a Hongkong w tych dwóch frejmach zdołał wbić w sumie tylko 17 punktów. Dopiero frejm deblowy, bardzo słaby, padł łupem Marco Fu i Fung Kwok Waia. Ale z 2:1 szybko zrobiło się 3:1 i wyglądało na to, że w kolejnym frejmie Mark Allen zwyciężając amatora Fung Kwok Waia zapewni zwycięstwo Irlandii Północnej. Ku zaskoczeniu obserwatorów Mark Allen przesiedział większość frejma w fotelu, bowiem przy stole brylował amator z Hongkongu. Brejkiem 88 zmniejszył prowadzenie Irlandii Północnej do 3:2, a potem w drugim frejmie deblowym wraz z Marco Fu doprowadził do remisu. W ostatnim, decydującym frejmie, Mark Allen grając przeciwko Marco Fu wziął się od samego początku ostro do roboty i dwoma brejkami wprowadził swoją drużynę do finału.

Plusy i minusy

Formuła zawodów okazała się bardzo ciekawa, a ponadto umożliwiająca nawiązanie walki "reszcie świata". Możliwość udziału państw, które nie są kojarzone na świecie ze snookerem (w tym drużyna Polski w składzie Krzysztof Wróbel i Kacper Filipiak), jest kolejną zaletą Pucharu Świata. Organizacyjnie też nie można się przyczepić, cały turniej przebiegł bardzo sprawnie. Sponsorsko też było dobrze, pula nagród robi wrażenie. A minusy? Minusa z pewnością można dać publiczności, której prawie nie było. Jeszcze gorzej się zrobiło, gdy obydwie drużyny Tajlandii odpadły. Dopiero w finale trybuny wyglądały nieźle, ale nie zatarło to niezbyt korzystnego wrażenia. Zwłaszcza, że część publiczności to byli oficjele.