McGill bohaterem Szkotów stał się jednak wcześniej, bo najpierw w ćwierćfinale zanotował świetny powrót do meczu, a w półfinale przeszedł wręcz samego siebie. W meczu ćwierćfinałowym z Thanawatem Tirapongpaiboonem przegrywał 0:3, by wygrać ostatecznie 4:3. Jeszcze dramatyczniejszy mecz rozegrał w półfinale - z Andrew Higginsonem. Przegrywał 1:3, by doprowadzić do remisu. A ostatniej partii rywal prowadził już 70:15 i McGill potrzebował dwóch snookerów. Postawił je, zyskał punkty z fauli, doprowadził do remisu. Decydowała dogrywka na czarnej, którą wbił szkocki snookerzysta. Czapki z głów.

Desperackiej pogoni Anthony-ego McGilla nie ma się co dziwić. Tylko awans do finału dawał mu wystarczającą liczbę punktów, aby móc wystąpić w wielkim marcowym finale Players Tour Championship. Udało się, nie ma już nawet matematycznego zagrożenia, żeby McGill tam nie wystąpił.